Earthdawn

#18301 2014-12-19 15:11:54

Carmel

Córeczka Tatusia

Zarejestrowany: 2012-11-01
Posty: 1633
Punktów :   12 

Re: Sesja

Carmel popatrzyła na paznokcie.
-Wątpię abyśmy dostali urlop po tym co się stało. Trzeba trzymać rękę na pulsie. No a ja jestem coś winna królowi, chciałabym się przysłużyć.-Trudno było ocenić, czy jej ton jest ironiczny.


If I can't use the rules of love on the one I love, I'll use them on the ones I don't.

Offline

 

#18302 2014-12-19 15:25:09

 Felsarin

Maczuga

Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 2830
Punktów :   11 

Re: Sesja

Czyli rozumiem, że nawet jeśli nie było to ich głównym motywem działania, to Gliniak zawdzięcza swoje życie Eyeden i Ivvanowi, tak?
Felsarin zastanowił się chwilę po czym dodał:
Czekamy na rozkazy, czyli nigdzie się nie oddalamy, póki co?


Nic nie ma sensu, jeżeli nie angażuje naszego ciała i umysłu. Przygoda spotyka nas wtedy, kiedy się w nią rzucimy.

Offline

 

#18303 2014-12-19 15:37:01

Mistrz Gry

Administrator

Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 7419
Punktów :   20 

Re: Sesja

J'role popatrzył na Felsarina dziwnie:
- Czy ja wiem? Jajo można było oddać w Wielkim Pyle, znacznie mniejszym kosztem... ale co ja tam wiem. wzruszył ramionami J'role.

Offline

 

#18304 2014-12-19 15:37:49

Carmel

Córeczka Tatusia

Zarejestrowany: 2012-11-01
Posty: 1633
Punktów :   12 

Re: Sesja

Carmel parsknęła śmiechem. Musiała przyznać, że coraz bardziej lubiła Złodzieja.


If I can't use the rules of love on the one I love, I'll use them on the ones I don't.

Offline

 

#18305 2014-12-19 15:41:21

Eyeden

Morderczyni w bikini

Zarejestrowany: 2011-04-17
Posty: 4418
Punktów :   11 

Re: Sesja

Eyeden nie wyglądała najlepiej. Dwa dni odpoczynku to nic po tym co przeszła... Oczy miała przymknięte, stała koło Ivvana co jakiś czas wspierając głowę na jego ramieniu. Zdawało się że nic do niej nie dociera jednak były to tylko pozory. Sens słów przełożonego dotarł do niej tak samo szybko jak do Felsarina. Skurwielowaty burmistrz zawdzięcza jej życie...
"Ja pierdolę, to już mogła mnie ta gadzina zeżreć..." -pomyślała.
Nie miała żadnych pytań. Chciała wrócić do Gorna i Rhegnara jak najszybciej się dało. Musiała też porozmawiać z Flintem.

Offline

 

#18306 2014-12-19 19:11:32

 Ivvan

Wóda dziwki i sztylety

Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 3895
Punktów :   11 

Re: Sesja

Ivvan słuchał bez entuzjazmu. Kiedy wszyscy powiedzieli swoje wiedział że to co zrobili i tak nie zostanie w żaden sposób docenione. Prędzej padną pretensje że urządzili sobie samowolkę. Dlatego nie wypowiedział ani słowa. Po kilku minutach zaczął się rozglądać dookoła. Widać było że chętnie by sobie stąd poszedł.

Offline

 

#18307 2014-12-19 21:23:36

Usagi

Nauczyciel

Zarejestrowany: 2014-06-06
Posty: 480
Punktów :   

Re: Sesja

Usagi poczuła ulgę, ponieważ wszystko stało się już zrozumiałe i skończyło lepiej niż się spodziewała. Nie komentowała, bo postanowiła sobie spróbować być milsza na przyszłość. Nie powiedziała też nic, bo zdawało jej się, że i tak nikt nie odpowie. Była gotowa do jakiejś misji, bo w zasadzie nic jej nie trzymało, nie miała tutaj bliskich i tylko denerwowały ją duże miasta, gdzie ludzie posiadają swoje rodziny. Stała i czekała aż J'role albo Felsarin zaproponują coś konkretnego.


"A  Man's real possession is his memory. In nothing else is he rich, in nothing else is he poor."

Offline

 

#18308 2014-12-20 12:32:14

Mistrz Gry

Administrator

Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 7419
Punktów :   20 

Re: Sesja

Wtedy otworzyły się drzwi i do pomieszczenia wszedł królewski goniec. Skłonił się Złodziejowi i podał mu list. Potem bez słowa wyszedł. J'role złamał pieczęć i przebiegł oczami po tekście.
- Neden się niepokoi powiedział Rozkazuje czekać. Czekamy aż Thera wykona pierwszy ruch w sprawie przedmiotów bądź jakiejkolwiek innej, która pozwoli nam zadziałać. No ale na dworze zaczyna wygrywać stronnictwo antytherańskie. Po zamachu na Gliniaka to chyba oczywiste. No cóż, zatem macie wolne. Kto wie czy nie na kilka miesięcy.

[Ok poproszę na maila bądź pw długofalowe plany związane z odpoczynkiem i rozwojem bohaterów - tak na ok. pół roku w przód]

Offline

 

#18309 2015-01-07 13:12:07

Mistrz Gry

Administrator

Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 7419
Punktów :   20 

Re: Sesja

[Tymczasem obiecane opowiadanie o Marlowie i możliwość zainkasowania kolejnych pul PL]

Marlowe i szpieg K'tenshin

- Marlowe! - głos shivalahalli zabrzmiał jak zgrzyt gwoździa po szkle – Przywołuję cię do porządku!
T'skrang odwrócił się od okna, za którym rozciągała się panorama Miasta na Jeziorze.
- Pani wybaczy, ale odprawiałem rytuał karmiczny – odpowiedział bez emocji w głosie.
- Miałeś nie pojawiać się nad Ban. Powinnam kazać cię ściąć, za to co zrobiłeś.
- Dlaczego zatem moja głowa jeszcze trzyma się szyi?
Władczyni westchnęła i usiadła na ozdobnym krześle z szerokim rzeźbionym oparciem.
- Felsarin się za tobą wstawił.
- Nie ma to jak wsparcie szlachty – uśmiechnął się Poszukiwacz – Uchyla wszystkie drzwi i pozwala napełnić kieskę.
- Na to ostatnie bym nie liczyła. Jeśli złapiesz szpiega, zaskarbisz sobie moją wdzięczność, ale nic ci nie zapłacę.
- Pani! – Marlowe skłonił się aż do ziemi – Twą hojność powinno sławić się w pieśniach.
- Podobnie jak twoje maniery – odparowała shivalahalla.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, ona z wysokości tronu, on spod okna. Minęło kilkanaście sekund nim Poszukiwacz opuścił głowę.
- Kto jest podejrzany? - spytał.
- Cały Wewnętrzny Krąg.
T'skrang popatrzył na shivalahallę pytająco.
- Sześciu moich najbliższych doradców. Niektórych z nich pewnie jeszcze pamiętasz.
- Kiedy zorientowaliście się, że coś jest nie tak? - zapytał Marlowe grzebiąc za pazuchą.
- Po śmierci Arganhila.
Marlowe pokręcił głową.
- Do dziś nie mogę w to uwierzyć. Wiedzieli gdzie uderzyć.
- Tak. Tym bardziej, że tylko członkowie Wewnętrznego Kręgu znali miejsce jego pobytu.
- Kto woził mu rozkazy?
Uwagi Marlowe'a nie uszło, że królowa skrzywiła się nieznacznie.
- Satulina. Admirał floty V'strimon.
Poszukiwacz wyjął skręcone liście tytoniu. Nie zwracając uwagi na zgorszony wzrok shivalhalli, przystawił je do niewielkiej świecy i zaciągnął się dymem.
- Jest bardzo młoda, szybko robiła karierę. Wsławiła się podczas ostatniej walki z K'tenshin. W bitwie na Południowych Kataraktach, odmówiła wycofania się i prowadząc swoje okręty do ataku, rozbiła K'teshinów, niech ich ogony wiecznie się łamią!
- Proszę proszę, nieposłuszeństwo jednych się nagradza, a innych karze.
- Marlowe! - głos shivalahalli rozbrzmiał w sali odrobinę za głośno. Poszukiwacz zrozumiał, że tym razem przedobrzył. Pochylił głowę, oczekując jakiejś tyrady, albo dalszego krzyku, ale władczyni kontynuowała:
- Ufam jej, ale... sama nie wiem. Ona najczęściej opuszcza Ban.
- Rozumiem. Kto jeszcze?
- Crem'om Mistrz Pnączy...
- O nim możemy zapomnieć – Marlowe machnął ręką.
- Dlaczegóż to?
Poszukiwacz podniósł dłoń, z każdym słowem zginał jeden palec:
- Za stary, zbyt prostolinijny, zbyt długo jest na dworze, przyjaźnił się z Arganhilem... Nie, nie w Crem'oma nie uwierzę. Kto jeszcze?
- Dessideria. Archiwistka. Trzy lata temu przejęła je po Yzzaridzie.
- Zmarło się staremu? - przerwał Marlowe.
- Niestety. Dessideria kocha książki jeszcze bardziej niż jej Mistrz. Prawie nie wychodzi z wieży. Czasem muszę wysyłać po nią straż.
- Kto jest jej skrybą?
- Okwijap. Młody i ambitny. Jego wioskę spalili K'tenshin. Dessideria spotkała go kiedyś na targu, miał ze sobą księgę. Jedyną rzecz jaką zdołał ocalić z pożaru. Chciała ją kupić, ale chłopak się uparł, więc zabrała go ze sobą. Kiedy żył jeszcze Yzzarid, dzieciak pomagał w bibliotece.
- Chwileczkę – przerwał Poszukiwacz – Czy mógł mieć wtedy wgląd w rozkazy?
- Obawiam się, że tak. Mógł też co nieco posłuchać.
- Kto jeszcze?
- Selassia. Handel.
- Zaraz, zaraz... - Marlowe usiłował coś sobie przypomnieć – Ja znam to imię. Jakiś czas temu, mówiono o tej sprawie w Urupie. Naciągnęła paru ważniaków, poza tym zdefraudowała pieniądze samej...
- Tak, tak dobrze słyszałeś. Okradła i mnie.
Marlowe zakrztusił się dymem:
- Khe, khe, khe... i zarządza całym handlem? Oszustka?
- Marlowe, takim talentom nie ucina się głowy.
- Ale inne talenty wyrzuca się z miasta?
Shivalahalla już otwierała usta do krzyku, ale t'skrang zaprotestował:
- Dobrze dobrze, już przepraszam, zagalopowałem się znowu. Proszę kontynuować.
- Ostatnia jest Massonija. Dowódczyni Straży Przybocznej. Widziałeś ją przed wejściem.
- Oskarżyłbym ją za sam pysk – kwaśno rzucił Marlowe.
Władczyni wstała:
- Daruj sobie i lepiej szybko bierz się do pracy. Chcę efektów. I to jak najprędzej!
Marlowe chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zrezygnował. Wzruszył ramionami i kłaniając się do samej ziemi, zaczął przesuwać się w stronę wyjścia.

***

Elssar rozłożył się wygodnie w szerokim fotelu. Potoczył wzrokiem po pokoju i zagwizdał przez zęby:
- Fiu, fiu Miasto na Jeziorze, kto by pomyślał... Mógłbym tu spędzić resztę życia.
- Jeszcze ci się znudzi – rzucił Marlowe wyglądając na korytarz – Tym bardziej, że mamy pracę.
Elf spojrzał ciekawie na t'skranga, gdy ten zamknąwszy drzwi, wszedł do wynajętego pomieszczenia.
- To gruba sprawa. W innych okolicznościach, trzymałbym się od niej z daleka, ale teraz nie mam wyjścia. Będziemy szukać szpiega K'tenshin.
- Świetnie! - elf zatarł ręce.
- Nie cieszyłbym się tak. To dworskie intrygi, nikt nie nabije ci guza jak zaczniesz węszyć, tu od razu skręcą ci kark.
Elf machnął ręką.
- Ej! - t'skrang pogroził mu palcem – spędziłem w tym mieście, prawie całe życie. Wiem co mówię. Gdyby nie to, że potrzebuję pomocy, kazałbym ci zostać w karczmie. Ale – westchnął – starość nie radość. Sam nie da rady. Idź już spać, jutro udamy się na pierwsze przesłuchanie.

***
- Łaaaa... ile tu ksiąg – rozdziawił się Elssar gdy znaleźli się w bibliotece.
Marlowe chciał skarcić, chłopaka ale sam też zaniemówił ze zdumieniami. Od czasu gdy był tu ostatni raz, minęło trochę czasu, ale to co ujrzeli przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Księgi były wszędzie, na ścianach, w szafach, w koszach pod sufitem, pod podłogą i na niej. Przede wszystkim na podłodze. Elssar właśnie potknął się o jeden z tomów i omal nie upadł.
- Proszę uważać – wysoki wręcz piskliwy głos osadził ich w miejscu – Tu jest biblioteka.
- Tak? Nie zauważyłem – rzucił Marlowe – Za poprzedniego mistrza był tu jednak ciut większy porządek.
Zza sterty ksiąg wyłonił się niewysoki szaro-skóry t'skrang w brudnej połatanej szacie. Uważnie przypatrzył się przybyłym i zmarszczywszy brwi zapytał:
- Panowie...?
- Tak panowie – odpowiedział Poszukiwacz – miło mi panią poznać!
- Hej! - oburzył się t'skrang, a jego głos uderzył w jeszcze wyższe tony – Jestem Okwijap!
Marlowe położył ręce na policzkach i przewrócił oczami
- Taka pomyłka – jęknął – najmocniej przepraszam!
Bibliotekarz nie kryjąc oburzenia powiedział:
- Pani Desideria jest teraz zajęta. Proszę wyjść!
- Jesteśmy tu z polecenia shivalhalli – wtrącił Elssar.
T'skrang popatrzył na nich uważnie, ale jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- W takim razie proszę za mną – wskazał drogę do niewielkiego pokoiku w wewnętrznej części wieży – Uwaga!!! - wrzasnął gdy elf omal nie nadepnął kolejnego tomu.
Omijając sterty książek, przedostali się przez pomieszczenie, które w czasach młodości Marlowe'a było czytelnią, teraz zaś podobnie jak reszta biblioteki, stanowiło magazyn. Poszukiwacz odetchnął z ulgą, gdy weszli dotarli na miejsce. Podszedł do okna i otworzył je płosząc stado gołębi. Odetchnął z ulgą. Elssar usadowił się na stercie mniej cennych książek, które spełniały role krzesła.
- Może herbaty? - zapytał bibliotekarz.
- Chętnie – rzucił elf.
- Ja dziękuję – obojętnie powiedział Marlowe – Dessidera to pewnie lepsza pani?
- Lepsza?
- Od poprzedniego Mistrza Ksiąg. Nie używa dyscypliny i takich tam, prawda?
Bibliotekarz wydął usta:
- Skądże znowu, takie barbarzyńskie metody...!
- Ale skuteczne – powiedział Marlowe.
- Co ma pan na myśli?
- Za poprzedniego Mistrza był tu porządek – uśmiechnął się t'skrang.
Okwijap nie odpowiedział, ale widać było, że za chwilę straci cierpliwość. Podał elfowi herbatę, a wtedy na schodach prowadzących pojawiła się bibliotekarka. Była zaskakująco młoda i gdyby nie fakt, że kurzu miała na sobie więcej niż niejedno tomiszcze, można by ją uznać za atrakcyjną. Szczupła o błękitnym umaszczeniu i skośnych oczach, gdyby tylko chciała, mogłaby zawrócić w głowie niejednemu arystokracie. Sekundę później Marlowe przekonał się, że Dessideria, nie marzyła o arystokratach.
- Kochanie – t'skrangijka zupełnie ignorowała gości – popatrz co znalazłam! - podetknęła pod nos Okwijapowi jakiś rękopis. Tamten na jej słowa, zesztywniał niczym posągi przed bramą do Throalu.
- Kochanie – gwizdnął Poszukiwacz – pewnikiem jakiś romans.
Bibliotekarka spojrzała na nich zaskoczona.
- Czytelnicy? Szukacie tu czegoś? - spytała.
- Nie – powiedział Marlowe – odpoczywamy – widząc, jednak że jego słowa mogą być wzięte na serio, dorzucił szybko – wszystkiego na temat śmierci Arganhila.
Bibliotekarka myślała przez chwilę:
- To świeży temat, zbyt świeży. Mamy raporty, ale one...
- Oni mają pozwolenie shivalahalli – przerwał jej Okwijap.
Oczy t'skrangijski zrobiły się maślane. Popatrzyła z uwielbieniem na swego kochanka. Poszukiwacz skrzywił się zniesmaczony.
- Elssar zostaniesz tu i przejrzysz wszystko co ko... kolega ci przyniesie.. – podniósł rękę, którą opierał się na parapecie i urwał w pół słowa.
- Karmicie gołębie? - powiedział chwilę potem otrzepując rękę z okruchów.
- Lubię ptaki – rzucił krótko bibliotekarz.
- Rybami? - spytał Marlowe przesuwając rękę koło nosa – Nie szkoda ci?
- Czasem przylatują mewy – Okwijap wzruszył ramionami.

***
Spotkali się wieczorem w porcie. Marlowe siedział na nadbrzeżu i obserwował drugi brzeg, gdzie dokonywano rozładunku i załadunku okrętów. Elssar zbliżył się do niego zupełnie zrezygnowany. Usiadł obok Mistrza i westchnął ciężko:
- Dlaczego robicie to tak głośno?
- W sensie co?
- No wiesz... tego...
- Nie wiem. Co? - drążył Marlowe.
- No dlaczego t'skrangi tak krzyczą przy kopulacji – wyrzucił z siebie już cały czerwony Elssar – siedzieli na strychu chyba ze dwie godziny. I ciągle krzyczeli, jęczeli, sapali... - machnął ręką.
- A co niby elfy robią to inaczej?
- Oczywiście – zaperzył się Elssar – Szepczą sobie do ucha romantyczne słowa, są delikatne i czułe.
Twarz Poszukiwacza wyrażała coś pomiędzy rozbawieniem, a niesmakiem.
- Dowiedziałeś się czego nowego? - spytał wreszcie.
- Nic zupełnie nic – elf zapatrzył się w przestrzeń – Shivalahalla ma rację, oni doskonale wiedzieli gdzie uderzyć. To musiał być ktoś z Wewnętrznego Kręgu. Parunastu dobrze wyszkolonych żołnierzy. Podpłynęli nocą, zrobili co swoje i odpłynęli. Czysta robota.
- Czyli trochę już wiemy – Marlowe przeciągnął się – Od teraz będziesz obserwował okno wieży. Notuj wszystko co wyda ci się dziwne. Wszystko. Jasne?
Elssar skinął głową.

***
Na rozmowę z Crem'onem udał się dwa dni później. Zaprosił starego maga na spotkanie do niewielkiej cichej tawerny, przy jednym ze spokojniejszych kanałów. Był wieczór, Marlowe zdążył był już znudzić się atmosferą Miasta na Jeziorze – cały czas przesiedział w porcie. Cóż, nie była to Urupa, a pod okiem shivalhalli miasto rozwijało się spokojnie. Występowały tu jedynie dwa gatunki przestępców – ci początkujący, których jeszcze nie udało się schwytać i ci najpotężniejsi, którzy kamuflowali się tak doskonale, że mogli oszukiwać organy ścigania latami. To nie było nadmorskie miasto pełne szumowin i mętów, gdzie za każdym rogiem, można było dostać nóż pod żebra. Urupa była jak gąszcz, po którym idziesz powoli i ostrożnie, mijając trujące rośliny i schodząc z żerowisk drapieżników. A Miasto nad Jeziorem? To raczej piękna ukwiecona łąka, pełna falujących traw, białych lilii, żółtych kaczeńców czy pstrych rosiczek. Idziesz i podziwiasz wielobarwnych kobierzec. Zaraz czy to nie jest roślinność bagienna, zadajesz sobie pytanie. Chwilę później ten piękny dywan z kwiatów zamyka się nad twoją głową. Liny, karasie i okonie ucztują na twoim ciele, jeszcze długie dni.
Tak, tak Miasto nad Jeziorem miało swoje drugie oblicze i Marlowe dobrze je znał. Gdyby chodziło o jakiś duży przemyt, o szmuglowanie prochów czy nawet o handel niewolnikami, wiedziałby kogo pytać. Ale teraz? Najwyraźniej był tu ktoś sprytniejszy – ktoś kto zbudował swoją drugą tożsamość niezwykle starannie i dokładnie. „Czy aż tak dokładnie i starannie?” pomyślał Marlowe, patrząc na Crem'ona pijącego zmrożoną herbatę.
- Ehhhh.. że też ciebie tu nie było – kręcił głową stary – wziąłbym cię do pałacu, dałbyś sobie radę.
- Ta stara prukwa, nigdy by się na to nie zgodziła.
Mistrz Pnączy spojrzał na niego z niesmakiem:
- Ona cię docenia... naprawdę... tylko to... dość skomplikowana osoba.
- Dajmy już temu spokój. Co się stało to się nie odstanie. Powiedz mi lepiej co wiecie na temat śmierci Arganhila?
- K'tenshini. Pewnie nawet nie wiedzieli kogo zabili – wzruszył ramionami Crem'on.
Marlowe skrzywił się nieznacznie. Coś tu nie grało.
- Przecież to był ewidentnie zaplanowany atak!
- Owszem – zgodził się Crem'on – Likwidowali posterunki. W przeciągu miesiąca straciliśmy ich dziesięć.
- Zorganizowana akcja? Skąd wiedzieli?
- Pewnie obserwowali okręty na Wężowej.
- A może...
Crem'on zatrzymał szklanicę przy ustach. Odchylił się i jego głowa, na krótką chwilę znalazła się w aureoli światła. Miał gruby kark, mocno zarysowaną czaszkę i skórę o tak głębokiej barwie, że wydawała się wręcz czarna. Skóra wokół skroni zaś, upstrzona była dziesiątkami niewielkich białych plamek ciągnących się aż do umieszczonego z tyłu głowy grzebienia.
- Daj spokój Marlowe – powiedział i odłożył napój – szargasz tylko pamięć Arganhila. To był zaplanowany atak K'tenshin, nikt nie zdradził. Nie obrażaj nas. Możesz sobie nie znosić shivalahalli, ale daruj nam te oskarżenia.
Poszukiwacz przez chwilę zastanawiał się czy warto dalej drążyć sprawę, postanowił jednak zaryzykować. Odczekał do momentu, gdy Crem'on napije się herbaty i powiedział:
- Działam z rozkazu shivalahalli.
- Khe...kha...ghghghh.. - krztusił się Mistrz Pnączy – Co takiego!? Ona nas podejrzewa?! To skandal! Ja... ja...
- Uspokój się – twardo powiedział Marlowe.
Crem'on zamilkł.
- Dobrze – odezwał się po chwili – skoro dostałeś od niej rozkaz, nie zdradzę cię. Ale wiedz, że jestem oburzony! Zamiast patrzeć w przyszłość tylko rozdrapujemy stare rany! - rzucił wstając z krzesła.
Marlowe patrzył na odchodzącego i coraz bardziej żałował, że wziął tę sprawę.

***

Selassii złożył wizytę dopiero po tygodniu. Cały ten czas spędził w porcie. Przysypiał na nadbrzeżu, albo spacerował pośród doków. Starał się nie myśleć o sprawie, ale poczucie niewykonanego zadania drażniło go, niczym ziarnko piasku w bucie. Wreszcie ruszył do pałacu. Gabinet Mistrzyni Handlu znajdował się tuż pod biblioteką. W korytarzu Marlowe wpadł na dwóch posłańców, którzy właśnie wybiegli z pomieszczenia z jakimiś listami. Poszukiwacz podszedł do ozdobnych drzwi, zapukał i bezceremonialnie wszedł do środka.
- Czego znowu, przecież powiedziałam, że macie... - t'skrangijka zza biurkiem uniosła głowę i urwała. Była kobietą w średnim wieku, schlebiającą najnowszym trendom w modzie. Zdobiła swoją zieloną skórę licznymi kolczykami, nakładkami i wkrętami. Na każdym z palców nosiła po dwa pierścienie, a na wielkim zwieszonym na szyi łańcuchu, skrzyła się srebrna brosza.
- Pan Marlowe? Proszę usiąść. Spodziewałam się pana – powiedziała protekcjonalnie i wróciła do notatek, którymi zajmowała się przed chwilą.
Poszukiwacz obrzucił wzrokiem pokój – czegóż tu nie było! Wyroby krasnoludzkich hutników i metalurgów, elfie i wietrzniackie prace w drewnie, meble wykonane przez t'skrangi z północy, szklane arcydzieła rąk ludzi i plemienne figurki plemion trolli i orków. Wszystkiego po trochu – ustawione bez ładu i składu, choć czyste i pozbawione nawet odrobiny kurzu. Marlowe'a zainteresowała kolekcja zdobionych metalowych kubków, które stały w jednej z oszklonych szaf. Podszedł do tych stojących po lewej strony.
- Fiu, fiu piękna robota – rzucił od niechcenia.
- Dom K'tenshin. Zaraz po Pogromie – powiedziała Selassia nie podnosząc głowy – Proszę darować sobie takie sugestie. Nie zabiłam Arganhila.
- Shivalahalla nie jest taka pewna – powiedział Marlowe.
- W takim razie aresztujcie mnie. Jeśli macie dowody.
- „Jeśli macie dowody” – powtórzył Poszukiwacz – to cholernie daleko od „Nie zabiłam Arganhila”. Nie sądzisz?
Selassia nie odpowiedziała. Drzwi otworzyły się i do środka wleciał wietrzniak-posłaniec.
- Kompania Wschodnia. Niech zaczynają. Wszystkie przyprawy jakie posiadają.
Wietrzniak odebrał od niej kartkę papieru i wyleciał z pokoju.
- Wracając do naszej rozmowy...
- Nie mam panu już nic do powiedzenia – Selassia podniosła głowę i spojrzała Marlowowi w oczy – Nie zabiłam Arganhila. Na żadne pytanie więcej nie odpowiem.
Poszukiwacz chciał coś jeszcze powiedzieć, ale do pokoju wpadł jakiś młody t'skrang.
- Trzy okręty od północy. T'skrangi. Ryby. Pełny ładunek.
- Za ile? - zapytała.
- Pięć dni.
- Zwiększ cła na ryby. O półtora raza.
Marlowe bez pożegnania wyszedł z pokoju.

***

Tego dnia udał się jeszcze do doków. Miał nadzieję, że działa tam jeszcze niewielka knajpka o nazwie „Krzywy ryj”. Pili w niej głównie marynarze płynący na parostatkach od Urupy w głąb lądu. Nie pomylił się – karczma istniała i była pełna hałaśliwych t'skrangów, które właśnie zeszły na ląd. Poszukiwacz wyminął kilku z nich i podszedł do kontuaru.
- Ciemne, korzenne raz – rzucił do barmana.
Leżący na blacie t'skrang uniósł się gwałtownie i rozdziawił pysk.
- Na wszystkie Pasje tego świata, Marlowe?! Tutaj?! Po tym co odwaliłeś?
- Los cudowny, a fortuna zmienna! - zaśmiał się szczerze Poszukiwacz.
- Niech będą Florannusowi dzięki!
Marlowe usiadł obok stałego bywalca „Krzywego ryja”. Był to stary t'skrang o bladej, wręcz białej skórze. Zwano bo Bladawcem, choć po prawdzie nie miał nic wspólnego z tym dziwacznym plemieniem jaszczurów.
- Cóż cię do nas sprowadza?
- Mam prośbę – powiedział Marlowe upiwszy łyk trunku – Selassia cię kryje?
Towarzysz zmarszczył brwi.
- Uuuuu zaczynasz z grubej rury. Kryje, a co?
- Robicie interesy z K'tenshin?
Bladawiec obruszył się
- Wąż morski cię ugryzł w dupę, czy jak? - uniósł do góry lewą dłoń pozbawioną czterech palców – To mi te skurwiele zrobiły, a ja miałby im jeszcze pomagać?
- Spokojnie, spokojnie, chciałem tylko wiedzieć.
- Mów, co mogę dla ciebie zrobić?
- Za trzy dni punkt południe ściągnij tu Selassię. Tylko powiadom ją o tym w ostatniej chwili. Muszę być pewny, że nie zdoła odpowiednio zabezpieczyć swojego gabinetu.
Bladawiec nie wyrażał entuzjazmu
- I niby jak mam to zrobić? Jej ogon przyrósł do stołka. Przychodzi tu raz w miesiącu.
- Kazała zwiększyć cło na rybę.
- Co?? Kiedy??
- Dziś.
- I ja nic nie wiem?
- Widać robi interesy nie tylko z tobą.
- Marlowe... jeśli to prawda... ściągnę ją tutaj choćbym musiał przekupić połowę pałacu!
Poszukiwacz uśmiechnął się i uniósł kufel z piwem.

***

„Udało się staremu” - pomyślał, gdy ujrzał uchylone drzwi od pokoju Selassi. „Ciekawe co musiał wymyślić, że przybyła do niego tak szybko, że nawet nie wystawiła straży?”. Nie zastanawiał się jednak długo. Wszedł do środka i rozglądając się ostrożnie podszedł do biurka. Przez kilka sekund szukał tu jakiejś szkodliwej magii i... znalazł! Dolna szuflada, zaklęcie paraliżujące, działa przy wyciągnięciu. „To dlatego nie potrzebowała strażników” pomyślał i wyjął szufladkę położoną wyżej, a potem z tej niższej wyciągnął plik papierów. Zasiadł za biurkiem i zaczął przeglądać raporty. Musiał się śpieszyć, dlatego nie robił notatek, starał się jednak zapamiętać najważniejsze informacje. Już pierwszy strony upewnił go, że coś jest bardzo mocno nie tak.
Nagle skrzypnęły drzwi. Odruchowo sięgnął po Czarną Broń i wycelował ku wchodzącemu:
- Elssar? - zapytał zaskoczony, gdy elf pojawił się w drzwiach – Jak mnie znalazłeś?
- Tropiłem! - powiedział elf z dumą.
- Jesteś coraz lepszy, ale co tu właściwie robisz?
- Mam bardzo ważne informacje! Wiem kto jest szpiegiem, obserwowałem okno biblioteki i...!
Marlowe w kilku susach znalazł się przy Elssarze i z rozmachu wymierzył mu siarczysty policzek.
- Ale... za co? - elf upadł na ziemię i zaskoczony rozcierał czerwoną twarz.
- Za co? Narażasz śledztwo przychodząc tutaj i jeszcze zawracasz mi głowę jakimiś bzdurami. Znalazłem dowody na winę Selassi!
- Ale... jak to... przecież...
- To ona jest winna. Wieczorem przedstawię dowody shivalahalli! A ty wracaj do swojego zadania!
Elf zerwał się na równe nogi i pochlipując cicho, wybiegł z pokoju. Od strony sufitu dobiegł Marlowe'a jakiś chrobot. „Mało brakowało” pomyślał Poszukiwacz kręcąc głową.

***

Masonija znalazła go w porcie. Marlowe siedział spokojnie przy nadbrzeżu i obserwował uwijających się po drugiej stronie kanału robotników. Strażniczka chrząknęła i dwukrotnie uderzyła włócznią o bruk. Poszukiwacz ziewnął tylko przewracając oczami. Masonija chrząknęła po raz kolejny.
- Korzeń prawoślazu – powiedział Marlowe.
- Co takiego?
- Korzeń prawoślazu. Jest dobry na kaszel.
- Głupcze! Jestem tu z rozkazu shivalhalli! - wrzasnęła wyprowadzona z równowagi Wojowniczka - Jeśli do jutra nie odkryjesz kto stał za śmiercią Arganhila możesz się pakować!
- Do jutra? Bardzo dużo czasu. Zwłaszcza, że ja już to wiem.
Masonija cofnęła się zaskoczona.
- To... dlaczego nie przekazałeś informacji shivalahalli?
- Nie chciało mi się. Siedzenie tu w porcie jest bardzo rozwijające. O zobacz! Belka spadła im do wody!
- To ignorowanie...
- Dobra, dobra – Marlowe wstał i otrzepał swój płaszcz – niech władczyni zbierze Wewnętrzny Krąg dziś wieczorem. Ujawnię kto jest zdrajcą.
Masonija rzuciła mu spojrzenie pełne pogardy i odwróciwszy się na pięcie ruszyła w stronę pałacu. Marlowe odczekał chwilę i powiedział na tyle głośno, aby było go słychać w najbliższym otoczeniu.
- Wyjdź zza tego słupa, Elssar. Tym razem ci się nie udało.
Elf wszedł na brzeg ze spuszczoną głową.
- Tym razem się nie starałem – mruknął.
- Co tu robisz? - Marlowe wrócił do obserwowania robotników.
- Chciałem... chciałem... - dukał, nagle jednak poczuł przypływ odwagi. - Chcę odejść.
Poszukiwacz nawet się nie poruszył.
- Dlaczego? - spytał.
- Uderzył mnie pan. Wyznaczył mi pan bezsensowne zadanie, byle tylko odsunąć mnie od misji. W tym czasie nic pan nie robił tylko wylegiwał się w porcie. Nie chcę takiego mistrza! - zakończył gwałtownie.
Marlowe powoli odwrócił ku niemu głowę. Elssar mógł przysiąc, że widzi smutek na twarzy starego t'skranga. Odetchnął głęboko. „Nie dać mu się nabrać! Tym razem przegiął i musi przeprosić!” powtórzył w myślach.
- Dobrze. Jesteś wolny.
- Co?!
- Jesteś wolny. Nie tego chciałeś?
- Ale... - zaskoczony elf nie wiedział co powiedzieć – Tak po prostu?
- Tak.
Elssar pokręcił z niedowierzaniem głową:
- W takim razie życzę panu szczęścia. I dziękuję. Mimo wszystko, za wszystko.
- Rozczarowałeś mnie – rzucił Marlowe gdy Elssar już odchodził.
- Moimi zdolnościami?
- Nie – uśmiechnął się Poszukiwacz – Te są godne podziwu. Byłbyś dobrym Poszukiwaczem. Ale dlaczego po prostu nie spytałeś o motywy mojego postępowania?
- Nie wiem... - mruknął elf – W sumie to nadal chciałbym wiedzieć.
- Zacznijmy zatem od środka. Wyznaczyłem ci bezsensowne zadanie? Czy mógłbyś mi pokazać swoje notatki.
Elssar skinął głową i podał dwie zmięte karty.
- Światło.. brak światła.. To nieważne... Ptaki... Taaak... Gołębie...Gołębie... Mewy... Ehhh... No cóż najwyraźniej z tej wątpliwości nie będę mógł cię na razie wyleczyć. Dopiero wieczorem. Zaś co do początku – przepraszam, że cię uderzyłem. Zrozumiesz...
- Niby kiedy? - przerwał kpiąco elf.
- Dziś wieczorem. Jeśli wystarczy ci cierpliwości. Zaś co do zakończenia – ciągnął powoli Marlowe – Naprawdę sądzisz, że mógłbym tak trwonić czas w porcie?
- Nooo... yyy... to co pan tu robi – spytał elf czując się coraz mniej pewnie.
- Popatrz tam – Marlowe wskazał na statek w suchym doku – co nie pasuje?
- Hmmmm... sam nie wiem... budują... jakiś parostatek... jest głosiciel Upandala... zaraz... - Elssar zmrużył oczy – czemu oni kłaniają się tej... robotnicy?
- Ano właśnie. Byłby z ciebie dobry Poszukiwacz Prawdy. Może jeszcze będzie, co? Wytrzymasz ze mną do wieczora? Jeśli po wszystkim nadal będziesz chciał odejść, nie będę cię zatrzymywał.
- Dobrze, ale co to ma wspólnego z tamtą kobietą – Elssar wskazał na okręt.
- Admirał floty V'strimon ma dziwny zwyczaj pracować przy budowie każdego parostatku. Tak, tak... Cały czas obserwowałem jedną z podejrzanych. Możemy ją skreślić z listy.
Mina elfa wskazywała na chęć nagłego zapadnięcia się pod ziemię.
- Wieczorem chcę cię widzieć w pałacu. Shivalahalla dostanie to czego pragnie. A wcześniej... Pójdziesz na targ i kupisz kuszę. A potem zrobisz coś jeszcze... – rzucił t'skrang rozprostowując nogi.

***

- To jest skandal!!!! - krzyczał Crem'on – Jakim prawem oskarża się nas, najwierniejszych o szpiegostwo! Jakim prawem?
Zawtórowali mu inni. Kilkanaście sekund wcześniej shivalahalla wyjawiła, że wśród Wewnętrznego Kręgu jest szpieg. Miało to wykazać śledztwo jakie przeprowadził wygnany niegdyś z Miasta na Jeziorze, Poszukiwacz Prawdy – Marlowe. Wszyscy byli wzburzeni. Masonija tłukła włócznią o podłogę, Crem'on krzyczał, Selassia, bibliotekarka i skryba tupali. Tylko Satulina stała przy oknie i tęskno popatrywała w stronę portu.
- Jakim prawem? Moim prawem! Milczeć – krzyknęła shivalahalla.
Nie wiedziała czy tę gwałtowną reakcję spowodowało przyznanie się do szpiegowania swoich zaufanych, czy fakt że w sali zgromadziła kilkunastu kuszników.
- Marlowe! Kto jest winny? Kończmy to szybko.
T'skrang zaciągnął się skrętem i chwilę milczał. Uważnie obserwował oblicza wszystkich zgromadzonych....

[I teraz zgadujemy - Kto jest winnym? W jaki sposób Marlowe do tego doszedł? Proszę o PW - za każdą prawidłową odpowiedź można dostać Pulę Legend]

Offline

 

#18310 2015-01-09 16:02:14

Mistrz Gry

Administrator

Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 7419
Punktów :   20 

Re: Sesja

- Selassia! - powiedział wreszcie głośno i dobitnie – Za pomocą swych handlarzy przekazywałaś informacje domowi K'tenshin.
- To kłamstwo! - krzyknęła t'skrangijka – Nie masz żadnych dowodów!
- Mam – Marlowe był spokojny – W twoim biurku znalazłem kartkę z ostatnim rozkazem od K'tenshin. Nie zdążyłaś jej zniszczyć, bo mój człowiek wywabił cię z pokoju. Dobrze wytypowałem moment nadejścia kuriera. Proszę – wyciągnął zapisany dziwacznym szyfrem skrawek papieru.
- To kłamstwo! Zostałam wrobiona! To jakaś bazgranina! To nic nie znaczy!
- Zdecyduj się – westchnął Marlowe i nieznacznie zaczął sięgać po Czarną Broń. Jak się jednak okazało, nie musiał jej używać. Masonija doskoczyła do t'skrangijki i przystawiła jej ostrze włóczni do szyi.
- Nie ruszaj się i odłóż ten sztylet.
Nikt nawet nie zorientował się, kiedy przełożona Domu Handlu wyjęła niewielkie ostrze. Nikt poza Marlowem i strażniczką.
- Skujcie ją i odprowadźcie do celi. Jeśli jest niewinna, to ty Marlowe zajmiesz jej miejsce – syknęła shivalahalla.
Kiedy t'skrangijka została wyprowadzona władczyni zapytała:
- Czy możesz nam wyjaśnić ten szyfr? Jeśli jest prawdziwy spełnię każde twoje życzenie.
- Chciałby otrzymać tę nagrodę awansem.
- Jesteś doprawdy bezczelny, Marlowe. Ale dobrze, o co prosisz?
- Chcę objaśnić ten szyfr tylko tobie pani. Sam na sam.
Shivalahalla spojrzała Poszukiwacza zaskoczona.
- Tylko tyle? Dobrze – podniosła rękę widząc otwierające się do protestu usta Masoniji i Cremo'na.
- Wyjdźcie! Jestem mu coś winna.
- Będziesz mnie musiała zamknąć – mruknął Marlowe gdy zostali sami – Selassia jest niewinna.
- COOOO?!?!?! - ryknęła shivalahalla – WYKASTRUJĘ CIĘ MARLOWE!!! WŁASNORĘCZNIE!
- Spokojnie, spokojnie. Za godzinę szpieg sam wpadnie w nasze ręce. Nie chciałem go spłoszyć.
- Czy ty wiesz co zrobiłeś? Zdajesz sobie sprawę jak nadwątliłeś jej zaufanie!?
- Chcesz żeby złapał szpiega!? - krzyknął Marlowe.
Władczyni cofnęła się o dwa kroki. Każdego innego kazałaby powiesić. Teraz jednak powiedziała tylko:
- Chcę.
- To posłuchaj. Wezwiesz ich tu wszystkich i obwieścisz, że szyfr jest prawdziwy, ale sprawą musi zająć się sąd. Powinni dać się przekonać. Następnie zakończysz zebranie. My zaś będziemy czekać. Za jakąś godzinę czy dwie przybędzie tu mój pomocnik z dowodami. W przeciwnym wypadku możesz mnie zamknąć.
- Podoba mi się taki układ – shivalahalla wyszczerzyła zęby.

***

- Mamy skurwesyna! - krzyknął wesoło Elssar wymachując zakrwawionym truchłem gołębia. Obejrzał się przez lewe ramię i dopiero wtedy zobaczył, że w sali poza jego mistrzem jest również shivalahalla.
- Oj... Ja... najmocniej przepraszam nie chciałem urazić waszej wysokości – giął się w ukłonach i cofał pod drzwi, chowając za plecami martwego gołębia.
- Daruj sobie – oschle rzuciła władczyni – Kogo macie?
- Okwijapa. To on jest winny – powiedział pewnie Marlowe.
- Dowody?
- Ten gołąb ma u nogi wiadomość dla K'tenshin.
- Nawet nie zaszyfrował – elf podał władczyni niewielką kartkę.
Shivalahalla skrzywiła się biorąc do ręki zakrwawiony papier. „Jestem bezpieczny. Aresztowano Selassię. Nie przerywam pracy. Parostatek wypłynie za tydzień. Do pierwszej katarakty będzie miał połowę obsady” - odczytała.
- Weźcie dziesięciu strażników i idźcie aresztować skrybę – rozkazała.

***

- Miłość ci wszystko wypaczy – mruknął Marlowe omijając ciało bibliotekarki.
- Ale dlaczego? - zapytał Elssar patrząc na t'skrangijkę z raną na wysokości serca.
- Musieliśmy go spłoszyć – pokręcił głową Poszukiwacz – pchnął ją, bo próbowała go zatrzymać. A sam...
- Jest na dachu – krzyknął jeden ze strażników – widzimy go przez szpary. Chyba chce skakać!
- Puśćcie mnie tam! I nie przeszkadzajcie! - Marlowe zerwał się do biegu. Wpadł do magazynu roztrącać książki i zwoje. Dobiegł do drabiny i odpychając jednego z żołnierzy zaczął piąć się ku górze. Otworzył właz modląc się w duchu, aby to nie spłoszyło szpiega. Owionęła go rześka morska bryza. Szybkim spojrzeniem ogarnął rozświetlone Miasto na Jeziorze i zatrzymał wzrok na czarnej sylwetce balansującej niebezpiecznie blisko gzymsu.
- Stój! - tylko tyle przyszło mu do głowy.
- Nie zbliżaj się! - krzyknął skryba.
„Jest dobrze” pomyślał Marlowe „Chce rozmawiać”.
- Pomogę ci.
- Niby jak? Jestem szpiegiem. Sprzedałem K'tenshin mnóstwo informacji. Przygotowałem zamach stanu. Nie ma dla mnie ratunku.
- Dlaczego więc jeszcze rozmawiamy?
Skryba usiadł na dachu.
- Oni mnie zmusili – westchnął ciężko.
„Jak każdego” pomyślał Marlowe.
- Spalili moją wioskę. To prawda. Wzięli do niewoli mego ojca i zagrozili, że jeśli nie będę wypełniał ich poleceń zabiją go. Do tej pory pamiętam jak odprowadzają do skutego na okręt. Budzę się każdej nocy z krzykiem. Co miałem zrobić? Nie go skazać na śmierć... Nie ojca. Jeśli dowiedzą się, że wpadłem zabiją go, nie mam co do tego wątpliwości. Co byś zrobił na moim miejscu?
- Obawiam się, że nie chcesz znać odpowiedzi – szepnął Poszukiwacz – zresztą nieważne. W zasadzie mam dziś dobry nastrój ,a jakaś dziwaczna część mnie mówi, że powinienem ci pomóc. Jeśli mówisz prawdę, to jedyną, choć niewielką szansą dla twojego ojca, jest to żeby K'tenshinowie nigdy nie dowiedzieli się, że zostałeś zdemaskowany. Wtedy być może go wypuszczą. W innym przypadku uznają, że podczas śledztwa mogłeś zdradzić jakieś ważne informacje i zabiją go z czystej zemsty. Czy tak? - Marlowe wyszedł na dach i balansował na ruchomej klepce patrząc uważnie w stronę skryby.
- Dokładnie tak – tamten wstał, przypatrując się uważnie Poszukiwaczowi.
- A zatem... - klepka przechyliła się z prawą stronę i Marlowe poleciał prosto w stronę szpiega. Starając się załapać równowagę, pochylił się do przodu i z całych sił uderzył przeciwnika głową w brzuch. Zdrajca zachwiał się i runął za gzyms. W ostatniej chwili ogon skryby zatoczył koło i owinął się wokół kostki Marlowe'a. Szpieg przekoziołkował w powietrzu i pociągnął Poszukiwacza w dół. Marlowe chwycił się ręką gzymsu, omijając ciałem spadające dachówki. Zerknął pod nogi i przełknął ślinę. Tego upadku nie przeżyje. Prosto pod wieżę shivalhalalli, dokładniej w środek Wiklinowej Alei! Cóż za widowiskowa śmierć. Nie utrzyma siebie i skryby do czasu nim przyjdą strażnicy.
- Zginiemy razem! - krzyknął szpieg – To szansa dla mojego ojca!
„Jest nadzieja!” pomyślał Marlowe.
- Bzdura! - odkrzyknął – Shivalhalla rozgłosi wszędzie, że zginąłem podczas polowania na szpiega. Ojczulek jest już martwy... Chyba, że...
- Chyba, że co?
- Jest taki rodzaj przestępstwa, którego nieudana próba jest karalna, a próba udana nie jest. Jakie to przestępstwo? Są dwie odpowiedzi. Pierwsza to zamach stanu... A druga?
Skryba milczał tylko chwilę:
- Ale co mi to da?
- Ja przeżyję! I wpłynę na shivalahallę!
- Rozumiem...

***

Elssar usłyszał krzyk i głuche uderzenie ciała o nawierzchnię.

***

- To tyle Felsarinie – powiedział Marlowe – Niestety był szybszy ode mnie. Nim do niego doskoczyłem na tym dachu, rzucił się w dół. Notatek nie prowadził. Shivalahalla nie ujawnia publicznie jego winy. Liczymy, że K'teshin przyślą kogoś, aby przyjrzał się sprawie. Wtedy złapiemy kolejnego szpiega. Tym razem, miejmy nadzieję... żywcem.
- Ale jak na to wpadłeś? - zapytał Zwiadowca.
- Ptaki to był znak. Skryba wykładał na okno rybę i wielkie mewy przeganiały gołębie. Czasem jednak kiedy potrzebował wysłać wiadomość zmieniał pokarm na taki, który nie odpowiadał mewom. Wtedy pojawiał się gniazdujący w pobliżu gołąb K'tenshinów. Okwijap był sprytny, podobnie jak jego kochanka większość dni spędzał w wieży. Starał się nie wychodzić, nie rzucać się w oczy. Gdy przekazywał wieści, potencjalnym obserwatorom wydawało się, że zwyczajnie karmił ptaki. Moją uwagę zwróciły jednak różne rodzaje ptasiej karmy. Mało kto specjalnie ściąga mewy na parapet.
- Dlaczego zatem uderzyłeś Elssara?
- Od początku podejrzewałem Okwijapa. Ale nie miałem dowodu. Gabinet Dessiderii jest dokładnie pod nami. Skryba podsłuchiwał. Gdyby dowiedział się, że wiemy o jego zdradzie uciekłby. A ja potrzebowałem dowodu. Musiałem sprowokować go do wysłania informacji. Dlatego właśnie podrzuciłem kartkę przełożonej Domu Handlu i doprowadziłem do jej aresztowania.

***
- Nie rozumiem jednej rzeczy – zapytał Elssar gdy Felsarin już wyszedł z biblioteki – Jaka była odpowiedź na tę zagadkę i dlaczego okłamałeś Zwiadowcę.
- To dwie rzeczy, a nie jedna – powiedział Marlowe – Pomyślisz nad zagadką odkurzając magazyn.
- Ależ Mistrzu...
- To polecenie od bibliotekarza, skrybo!
Elf pokręcił głową.
- I żadnej nagrody za ustrzelenie gołębia?
Marlowe zadumał się.
- A gdybym tak opowiedział ci o mojej pierwszej prawdziwej sprawie.
- Świetnie – elf zaklaskał w dłonie.
- Bierz miotłę i do dzieła – Marlowe rozsiadł się z biurkiem bibliotekarza i zaczął mówić -
Wszystko to miało miejsce na Therze...
- Byłeś na Therze? - zatrzymał się zaskoczony Elssar.
- Byłem... - Marlowe wrócił do kontynuowania opowieści.

Marlowe powróci (mam nadzieję) w opowiadaniu pt. „Veritas Therae”

Offline

 

#18311 2015-01-09 16:03:03

Mistrz Gry

Administrator

Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 7419
Punktów :   20 

Re: Sesja

A zatem zagadka była prosta - udało mi się zwieść tylko jedną osobę

Offline

 

#18312 2015-01-09 16:54:32

Usagi

Nauczyciel

Zarejestrowany: 2014-06-06
Posty: 480
Punktów :   

Re: Sesja

ekstra


"A  Man's real possession is his memory. In nothing else is he rich, in nothing else is he poor."

Offline

 

#18313 2015-01-09 18:22:34

 Ivvan

Wóda dziwki i sztylety

Zarejestrowany: 2011-01-17
Posty: 3895
Punktów :   11 

Re: Sesja

A swoją droga Igor to był kawał dobrego opowiadania. Czytałem jak powieść jakąś.

Offline

 

#18314 2015-01-09 18:35:00

Carmel

Córeczka Tatusia

Zarejestrowany: 2012-11-01
Posty: 1633
Punktów :   12 

Re: Sesja

Tak, potwierdzam. Wyślę L, żeby sam spróbował zgadnąć.


If I can't use the rules of love on the one I love, I'll use them on the ones I don't.

Offline

 

#18315 2015-01-09 23:03:46

Thaddeus

Oficer Throalu

Zarejestrowany: 2013-01-26
Posty: 1558
Punktów :   12 

Re: Sesja

Nie rozumiem po co skryba karmił mewy. Jaką one grały rolę?
Poza tym opowiadanie całkiem fajne.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.pltorby papierowe Piła