Administrator
Ivvan uczynił krok w przód i wtedy kilkadziesiąt metrów przed sobą zobaczył niewielki błysk. To nie był ogień ani żadne wyładowanie magiczne - wyglądało na to, że światło księżyca odbiło się od jakiegoś metalowego bądź szklanego przedmiotu. "Dobra nasza" pomyślał elf i... wtedy poczuł cios. Był przekonany, że nikogo obok niego nie było. To coś uderzyło bezpośrednio z przestrzeni astralnej lecz bolało tak jakby otrzymał potężne kopnięcie w nerki. Na chwilę odpłynęła mu świadomość, a przed oczami zatańczyły ogniki ale Ivvan ustał na nogach. Powoli wracał do siebie, rozglądając sie bacznie - nikogo jednak nie było.
[12 obrażeń]
Offline
Ivvan nagle poczuł że to rzeczywiście nie ma sensu. Z niewidzialnym wrogiem nie potrafił walczyć. Obejrzał się za siebie by oczami namierzyć ruiny wieży. Na pełnym biegu ruszy z powrotem.
Tam dotrze do niego dopiero ze leb jest nieprzytomny i spróbuje go obudzić.
Powie tez o ataku astralnym jakiego był celem podczas tropienia maga.
Jeśli Leb się ocknie Ivvan zrobi to co reszta.
No i z pewnością użyje eliksiru zdrowienia.
Offline
-Zgadzam się z Tobą. -Odpowiedziała tskrangowi. -Jeśli zostaniemy tu do rana, to nigdy nie opuścimy wieży... Tylko co z nim?
Wskazała podbródkiem Lebannena. Po chwili zastanowienia przyłoży ucho do jego piersi, próbując wysłuchać bicia serca a potem rozchyli kamienną powiekę żeby sprawdzić reakcję źrenic...
Potem popatrzyła na elfa.
-Atak z przestrzeni astralnej? -Dopytała z szeroko otwartymi oczami. -To mi przypomina naszego horrorowatego przyjaciela...
[MG-a skąd pomysł że ja szukam sztyletu przy orku? Szukam gdzie się da, byle go znaleźć Poza tym dwa pytanka: nie odpowiedziałeś, czy to były te same orki co nad rzeką i co znalazłam przy ciele.]
Offline
Felsarin postanowił sprawdzić czy konie się nie płoszą. Jeśli będą spokojne przyprowadzi je tam gdzie zostawił resztę drużyny.
Offline
Administrator
Kiedy Eyeden badała źrenicę Leba, ten nagle zgiął się w pół do pozycji siedzącej - omal nie uderzając dziewczyny. Gwałtownie chwytał oddech trzymając się przy tym za obolałą głowę.
Dziewczyna zajęła sie przeszukaniem ciała, jednak poza mieczem niczego nie znalazła. Nagle gdzieś w pobliżu rozległo się rżenie koni. Zaskoczeni sięgnęliście po miecze - jednak przy wejściu pojawił się Felsarin prowadząc dwa stepowe kuce.
[Co do orków to nie wiecie - na pewno miały tak samo barwione włosy, ale nic poza tym]
Offline
Mamy przeciez racje zywieniowe. - rzucil z ironia dostrzegajac Felsarina prowadzacego konie.
Obawiam sie ze dwa konie to stanowczo za malo dla naszej piatki. Pomijajac fakt, ze nigdy nie przepadalem za jazda konno, proponuje bysmy jak najszybciej opuscili to miejsce. Lebannenie, mozesz isc? - zapytal szybko.
Offline
Jeśli nikt nie będzie chciał drugiego kuca to Felsarin siądzie na jednego a drugiego w miarę możliwości będzie prowadził równolegle... Jeśli nie da rady, zostawi go.
Offline
Obsydianin nie odpowiadał i jeszcze przez kilka minut siedział starając się dojść do siebie. W końcu odnalazł swój kostur i przy jego pomocy podniósł się. Nadal jednak zdawał się nie kontaktować.
Offline
Eyeden odskoczyła prędko od przebudzającego się towarzysza. Odetchnęła z ulgą i zabrała się do pakowania swoich rzeczy.
-Uważaj, żeby z Ciebie ktoś nie zrobił racji żywieniowej... -Skomentowała Eyeden, popatrując na Azathara i uśmiechając się kącikiem ust. Z chęcią przyjmie wodze drugiego kuca. Zanim na niego wsiądzie, sprawdzi dla pewności popręg i czy pod puśliskiem siodła niczego nie ukryto. Jeśli nie, sama podczepi tam orkowy miecz.
-Ciekawe czego od nas chcieli...? -Mruknęła już z siodła, patrząc na leżącego w mroku orka. -Chyba nie mieli powiązań z Therą.
Offline
Administrator
Ruszyliście jeszcze nocą. Poobijani i niedospani przemierzaliście skalisty teren. Eyeden i Felsarin drzemali podczas jazdy stąd dla nich droga był łatwiejsza do zniesienia. Nagle uslyszeliście tętent kopyt. Od wschodu "szedł" ku Wam oddział orków, w liczbie na oko 50 koni. Byli jakieś pół kilometra od Waszych pozycji...
Offline
Tym razem to Eyeden posłała Lebowi krytyczne spojrzenie.
-Chyba sobie żartujesz mój drogi. -Odezwała się do niego. -Ja... słuchajcie ja mogę spróbować ich przekonać.
Unikała spojrzeń towarzyszy i głos jakby jej zadrżał. Wzięła głęboki wdech i poprawiła się w siodle.
-Ale musicie mi zaufać. Pozwólcie mi wyjechać im na przeciw i porozmawiać z nimi.
Offline