- Wiesz, nie chcę Cię krzywdzić. Bo i po co szramy na takiej ładnej buzi? - Ariel przekładał miecz z ręki do ręki, ważąc go i szukając dogodnej pozycji wyjściowej.
- Wygląda na to, że żywisz podobne uczucia. Może zamieszkamy u podnóża Gór Grzmotu? Będę łowił dla nas ryby, zbuduję przytulną chatkę, a ty...ty będziesz przyglądać się odbiciu swojego ładnego tyłeczka w przejrzystym strumieniu.
[korzystam z Prowokacji]
Offline
Eyeden przeczuła, że gadanie chłopaka może się źle dla niej skończyć. Liczyła się szybkość bo jeśli znów ją zaklnie, będzie miała kłopoty. Dziewczyna ugięła szybko nogi. Wydawało się, że pada na ziemię przed fechmistrzem. Wykonała ostry łuk wyprostowaną nogą chcąc podciąć przeciwnika.
[obalenie]
Offline
Administrator
Dziewczyna wyprzedziła fechmistrza o sekundę, kopnięcie było silne - Ariel wyraźnie się zatoczył, jednak zdołał ustać na nogach. Przemowa która nastapiła nie miała już koniecznej siły przebicia. Nie zrobiła na dziewczynie żadnego wrażenia. I nagle Eyeden po raz drugi w tej turze, zaatakowała nogi przeciwnika kopiąc Ariela w praw kolano. Fechmistrz zachwiał się i poleciał na plecy.
Offline
Grymas bólu przeciął twarz pokonanego. "Dobra, nie ma sensu. Jak zwykle spieprzone, wylazłem na ślamazarną gadułę bez refleksu. Poleżę sobie, dobrze mi tu. Dziwnie ciepło...a, to tylko moja krew".
(z uśmiechem) - Kończ waść, wstydu oszczędź.
Ostatnio edytowany przez Ariel (2012-02-10 21:50:56)
Offline
Dziewczyna jednym susem znalazła się nad chłopakiem. Zamachnęła się i przyłożyła mu brutalnie metalowe ostrza do gardła. Już miała pchnąć gdy... poddał się.
Eyeden oddychała ciężko, przez chwilę rozważała jeszcze jedną możliwość. "Może dać dzieciakowi drugą szansę? Nie. Każda przegrana też powinna czegoś go nauczyć".
Mierzyła go dzikim szarym spojrzeniem przez dłuższą chwilę, po czym... odsunęła się od niego i bez słowa podała dłoń by mógł wstać(wcześniej potrząsnęła prawą dłonią by metalowe szpony się wsunęły i nie zraniły jego ramienia).
Ostatnio edytowany przez Eyeden (2012-02-10 22:05:48)
Offline
Dla Ivvana walka od początku wyglądała jak szachowy pat. Przeciwnicy podchodząc się sprawdzali swoje umiejętności. Krew która przez parę pierwszych rund się polała nie zadowoliłaby nawet komara.
Wtem chłopak upadł na plecy ale nie to Ivvana zaskoczyło. Elf gorąco kibicował chłopcu za jego zadziorność z jaką spotkał się przy jego poznaniu. To nie był ten sam chłopiec, Ariel by się teraz nie poddał. Widać trzeba dodać mu otuchy przy kuflu zimnego piwka.
Ostatnio edytowany przez Ivvan (2012-02-10 22:07:38)
Offline
Przyjmując pomoc, chłopak wsparł się nieco na świeżo upieczonej tryumafatorce. Puścił oko, bezczelny do końca.
- Podtrzymuję propozycję odnośnie chatynki i strumyka.
...
- Hej, czy mi nie przysługuje medyk? Kto nie opłacił za mnie składki na fundusz znachorski!?
Offline
"Elf z poczuciem humoru, niech mnie kule biją. Jeszcze się doczekam może krasnoluda z ogładą! I trolla z chusteczką."
- Wygląda na to że marny wojownik ze mnie. Lub inaczej - bardzo dobry z pani Przeciwnik. I nawet nie mam na co zrzucić winy, miecza z trzeciej ręki nie dałem sobie wcisnąć.
Ostatnio edytowany przez Ariel (2012-02-10 22:24:20)
Offline
Eyeden pociągnęła chłopaka ale gdy ten próbował się na niej wesprzeć, odsunęła się.
-Dzieciak z Ciebie... -Skomentowała jego propozycję i uśmiechnęła się półgębkiem. Patrząc na niego uważnie, dodała. -W prawdziwej walce, przeciwnik rzadko kiedy Cię słucha, uderza tak by zabić. Pamiętaj o tym.
Offline
Felsarin oglądając walkę na chwilę odpłynął myślami. Kiedy powrócił do rzeczywistości... było już po wszystkim.
Nie wiele myśląc szturchnął Leba łokciem pytając:
Ej stary, co jest grane? Kto wygrał? Przecież... Nic nie rozumiem!
Offline
Administrator
Tymczasem na arenie pojawił się Flint klaszcząc w dłonie.
No cóż przypominało to raczej balet niż walkę, ale... muszę przyznać było na co popatrzeć. Arielu popracuj podobnie jak Ivvan nad celnością, a Ty Eyeden pamiętaj, że rękę wyciąga się tylko do trupa. Pod warunkiem, że nie jest żywotrupem oczywiście
Tymczasem głosicielka Garlen opatrzyła bok chłopaka, opłukawszy go jakimś szczypiącym płynem i zmówiwszy krótką modlitwę, która przyniosła ulgę w bólu, oddaliła się do ciężej rannych.
[Poproszę deklaracje jak to spędził wieczór]
Rankiem czekała Was odprawa. Flint zebrał Was w niebieskim pokoju i zamiast jak zwykle od razu przejść do rzeczy, popatrzył ku Wam dziwnym wzrokiem. Zatrzymał spojrzenie na Lebie i Eyeden i wreszcie powiedział:
Nie bardzo rozumiem co właściwie wydarzyło się wczoraj... ale Kednika nie ma już dziś z nami dokończył z dziwną miną drapiąc się za głową
NIE NIE.... krzyknął chwilę potem widząc Wasze miny To znaczy żyje oczywiście. Ale wczoraj wieczorem, zażądał przeniesienia do armii. Był na tyle nieustępliwy, że wyraziłem zgodę. Wyruszył dziś rano z kontyngentem do Throalu. Kazał Wam tylko przekazać, że dziękuje za wszystko, ale przez PEWNE WYPADKI nie widzi możliwości przebywania tu dłużej. Chce bić się za Throal. Nie wyjawił co konkretnie miał na myśli. Ktoś może wie o co chodzi? Bo jeśli nie możemy przejść do odprawy
Offline
Szturchnięty obsydianin wydał tylko pomruk niezadowolenia, przyprawiony bolesnym jękiem. A może był to po prostu odgłos zawartości żołądka wędrującej - wbrew naturze - w górę przewodu pokarmowego? Felsarin nie miał pewności, ale tak czy siak - nie otrzymał odpowiedzi. Czarodziej tylko bardziej się skulił i dodatkowo położył sobie dłoń na czole, najwyraźniej bardzo zmęczony.
* * *
Słowa Flinta wywołały na twarzy Lebannena szok zaskoczenia.
- Nie rozumiem, czemu nie chciał się z nami osobiście pożegnać. Owszem, ostatnio był niemrawy, miał do siebie wyrzuty za pewne rzeczy, które kiedyś zrobił, ale zdawało mi się, że zrozumiał, że wszystko zostało mu wybaczone. Szkoda. Zostawił nas przyjaciel i nie wiemy nawet, czy spotkamy się ponownie. - skierował swe słowa do oficera, po czym spuścił głowę i pogrążył się w chwilowej żałobie. Mina mu posmutniała, oczy zmartwiały. Widać, przejmował się losem Kednika. Od pierwszego ich spotkania, w okolicach Travaru, czuł do tego człowieka sympatię.
Zamyślenie trwało jednak tylko kilka chwil. Leb wkrótce upomniał się, że jest na służbie i natychmiast zaczął zwracać uwagę na treść odprawy.
Offline