Administrator
Eyeden nie odpowiedziała na pytanie Leba. Widać wspomnienie pobytu w wiosce wywołało w niej jakieś odczucia, emocje...
Tymczasem dotarliście nad jezioro. Problem jednak polegał na tym, że statki stały wzdłuż całej linii brzegowej. Sprawa wydawała się skomplikowana, gdyby nie... jedne z parostatków wyciągnięty na brzeg. Krzątali się przy nim jacyś Dawcy Imion.
Tymczasem tskrangi dotarły do karczmy. Po wejściu do środka, mogły potwierdzić słowa Leba, w karczmie byli tylko przedstawiciele ich rasy. Około 10 osób w głównej sali i karczmarka za barem.
Offline
[Eyeden nie odpowiedziała bo była w pracy ]
Eyeden przemilczała pytanie obsydianina. Chciała odpowiedzieć a jakże! Ale po co było się starać i wszystko wyjaśniać. Ona jako jedyna z drużyny była bezpieczna... nie groziły jej niewola i kajdany. A przynajmniej nie takie które okradają boleśnie z życia...
Nadal nie rozumiała o co chodziło z tym ratunkiem. Raz o tym wspomniał dzieciuch, teraz Lebannen. A ona pamiętała tylko maczugę i dyndanie pod palem.
Zacisnęła zęby i postanowiła wziąć się w garść. Nie czas na rozmyślanie o tym co mogło być gdyby udało jej się wrócić do domu...
Podeszła do pracujących i zapytała wprost:
-Wybaczcie, gdzie znajdziemy Sinego Jacka?
Offline
Administrator
Siny Jack nie kazał na siebie czekać. Nim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć, wyszedł z cienia spod najbliższego drzewa:
Co jest szczury lądowe zapytał
[Siny Jack - jak ktoś czyta Dema to wie skąd to pseudo ]
Offline
-Nic szczególnego, kapitanie. -Odparła dziewczyna siląc się na słaby uśmiech. -Pokręciliśmy się trochę po mieście, popytaliśmy. Mamy pewne obawy co do naszego celu podróży... a raczej tego, że nie pojawimy się tam sami. Masz może jakieś wieści co do innych Dawców którzy zdecydowali by się popłynąć w tym samym kierunku?
Offline
- Właśnie - bezzwłocznie dodał Leb krzyżując ramiona - bo z nami chyba nikogo na pokład nie bierzesz? To by nie było dobre dla domu.
[ Ja czytam dema (tzn. demotywatory) ale ksywy nie kojarzę:P ]
Offline
Administrator
Biorę ekhm odchrząknął kapitan Niejakiego Marlowe, gdyby nie on stalibyśmy na mieliźnie tydzień. A co? Jakiś problem?
[Dema znaczy Demland ]
Offline
- Uuu, faktycznie, przyda nam się jaszczur co samodzielnie statki z mielizny uwalnia. Siłą własnych mięśni, jak mniemam? - w zasadzie Ariel chyba zaczynał lubić wymownie mordercze spojrzenia, jakie rzucała mu Eyeden, na swój sposób było to słodkie. Nie zamierzał tracić przyjemności z życia, nawet gdyby miała to życie skrócić.
Ostatnio edytowany przez Ariel (2012-02-24 22:41:48)
Offline
Obsydianie są istotami z kamienia nie tylko pod względem fizycznym. Mają kamienne nerwy i przepełnia ich kamienny spokój. W najgorętszych chwilach potrafią zachować chłodny niczym kamień umysł. Tylko dlatego Lebannen teraz nie zbierał szczęki z ziemi.
- ...gdyby nie on? A co on takiego zrobił? Ufundował naprawę? Odholował własnoręcznie twoją łajbę na plażę? Czy wiesz w ogóle kim jest ten Marlov? - zapytał czarodziej, celowo zniekształcając wymowę jego imienia. Nie miało dlań znaczenia, że Jacek skupił już uwagę na Eyeden i Arielu.
Ostatnio edytowany przez Lebannen (2012-02-24 22:42:06)
Offline
Administrator
Tskrang nic nie mówił kiedy kuśtykał w stronę Ariela. Po chwili stanął z nim twarzą w twarz.
Jedno krótkie pytanie? Chcesz zapierdalać do Serca Mroku piechotą? ekhm ekhm Chętnie Ci to załatwię!
Siny Jack najwyraźniej nie owijał w bawełnę...
Offline
- Z tobą za przewodnika bałbym się wyruszyć do najbliższego zamtuza. Nie odpowiadasz mnie, odpowiedz mistrzowi magii. - Najmłodszy niemal mógł poczuć na sobie ciężar spojrzeń Eyeden i błogosławił w duchu jej rodziców, że żadne z nich nie przekazało dziewczynie możliwości plucia jadem.
Offline